Karnawał w dawnym Toruniu
Tradycje szeroko słynnych w XIX w. karnawałów toruńskich sięgają daleko czasów przedrozbiorowych. Już w średniowieczu ośrodkiem życia towarzyskiego elity toruńskiej był Dwór Artusa, skupiający w kilku bractwach-ławach najznamienitszych i najbogatszych obywateli hanzeatyckiego Torunia. Wystawne zabawy odbywały się kilka razy w roku, we wtorek po Zielonych Świątkach, w dzień św. Katarzyny i oczywiście w okresie karnawału. Każde takie spotkanie było jednak ustalane odpowiednimi regulacjami brackimi i miejskimi. Dawna ordynacja bracka określała następujący porządek zabaw karnawałowych: Na zapusty zaprasza się braci wraz z dziećmi i żonami na Dwór, by zjawili się w niedzielę, poniedziałek i wtorek o 6. wieczór na kolację wieczorną i taniec dworski, i ma kończyć się codziennie takie zebranie o 10. wieczór.
Przy tym zebraniu podawać się będzie z napojów piwo gdańskie i jasne, z jadła owoce, pieczyste i pierniki, poza tym nic więcej.
Taniec dworski ma się odbywać skromnie, bez jakiej bądź swawoli. Przy tańcu mają pierwszeństwo, wg starego zwyczaju, zwycięzcy w gonitwach za pierścieniem, potem zwierzchność, w końcu inni bracia. Kto by przy tańcu stroił nieskromne gesta, tego panowie Dworu każą przywołać do porządku przez piwnicznego. Jeżeli to nie poskutkuje, nakaże mu się tegoż wieczora wstrzymanie się od tańca i stawienie się nazajutrz o 3. przed sądem dworskim dla wysłuchania sentencji.
Po trzech dniach zabawy panowie Dworu obliczają koszta, do których przyczynia się Prześwietnia Rada sądkiem piwa gdańskiego; resztę płacą ci z braci, którzy byli obecni na zabawie.
Swoje ekskluzywne karnawały miała elita, swoje miało pospólstwo. Uliczne pochody w maskach i przebraniach, swawolne maskarady, w których brały udział niższe warstwy torunian znane są już w XV w. Zapiski archiwalne z roku 1440 opisują pewne niesamowite wydarzenie na ulicach Torunia w czasie karnawałowych szaleństw przebranych za diabły zabawowiczów. Otóż przyjechał do Torunia pewien chłop, z matką siedzącą za nim na wozie. Wtem diabły podbiegły, kilku do koni, kilku do chłopa, kilku do starej kobiety, która zlękła się bardzo i trwożnie krzyczała. Chwycił chłop żelazny cep z wozu, ugodził nim śmiertelnie jednego, reszta uciekła. Zbiegli się ludzie łając go. Odpowiedział: nie człowieka, diabła wyobrażonego widziałem. Nic nie pomogło, chłop musiał pójść do wieży. Gdy zabitego chciano podnieść, w masce i odzieży znaleziono tylko śmierdzący proch, a że chłop obstawał przy tym, że zabił diabła, przeto puszczono go wolno.
Karnawały toruńskie wiążą się również z wielkimi międzynarodowymi jarmarkami toruńskimi, ustanowionymi w 1472 r. przez króla Kazimierza Jagiellończyka. Jarmarki odbywały się 3 razy w roku, z których jarmark zimowy na Trzech Króli (tj. w okresie karnawałowym) trwał najdłużej, bo aż dwa tygodnie.
Z jednej strony jarmarki to wydarzenie o charakterze handlowym, jednak w ówczesnej Europie stwarzały one szczególnie sprzyjające warunki do wymiany kulturalnej i generowały bodźce do rozwoju kultury. Zwłaszcza w przypadku jarmarków o zasięgu międzynarodowym, organizowanych na podstawie specjalnych przywilejów, jak w Toruniu. Miasta, w których odbywały się wielkie targi i jarmarki (niemiecki Frankfurt nad Menem, francuski Lyon itd.), cechował wyjątkowy klimat kulturalny. Podobnie było w Rzeczypospolitej w czasie wielkich targów i jarmarków, takich jak jarmark dominikański w Gdańsku oraz jarmarki w Toruniu, Gnieźnie, Lublinie. Rozwijał się tam nie tylko obrót towarowo-kredytowy, lecz także handel książkami, mapami, obrazami, różnymi obiektami rozrywki (szachy, karty do gry, kości, instrumenty muzyczne) i kultu (różańce, krzyżyki, obrazy święte). Wczesne gazety i druki ulotne, tanie drzeworyty i drukowane obrazki również były rozprowadzane w czasie jarmarków. Tam też wędrowni i lokalni malarze prezentowali swą twórczość.
Dzięki jarmarkom dochodziło do upowszechniania się nowych kierunków i stylów, nie tylko artystycznych, lecz także w modzie, zarówno w zakresie odzienia, jak i fryzur, kosmetyków, ozdób, a nawet zachowań. Wyjątkowo aktywni w czasie jarmarków byli astrologowie oferujący prognostyki i kalendarze oraz balwierze i lekarze medycyny. Podczas jarmarków bardzo często przeprowadzano operacje medyczne, nierzadko na oczach tłumu widzów. Oprócz tego masowo odbywały się proste interwencje chirurgiczne i balwierskie (puszczanie krwi, rwanie zębów, nacinanie ropni itd.). Nierzadko w rezultacie tych czynności pojawiały się użyteczne nowinki, wchodziły w użycie nowe leki i sposoby leczenia. Na jarmarkach pokazywano egzotyczne zwierzęta, rośliny i minerały, demonstrowano ciekawostki przyrodnicze, odbiegające od normy egzemplarze flory i fauny, w tym także ludzi zdeformowanych (karły, garbusy itp.). Oprócz rozrywki to wszystko dostarczało również wiedzy i w pewnym stopniu przyczyniało się do rozwoju nauki.
Czas jarmarku to w dużym stopniu także czas zabawy. Liczne przedstawienia dawali wędrowni aktorzy i muzycy (rozwijał się więc prototeatr), występowali bajarze (przekazywanie starych legend i pieśni), akrobaci, sztukmistrze, treserzy zwierząt (niedźwiedzie) i ptaków (kruki). W sposób intensywny spotykała się kultura wysoka, uczona (książki, druki) z ludową, popularną - Maria Bogucka: "Miasto i mieszczanin w społeczeństwie Polski nowożytnej", 2009.
Z czasem, w XVII, a zwłaszcza w XVIII w. wśród uczestników jarmarków w Polsce dominować zaczęła szlachta. Znana z hulaszczego i towarzyskiego trybu życia szczególnie rozwinęła tę część jarmarków, która wiązała się z beztroską i huczną zabawą. Urządzano więc wystawne bale, biesiadne uczty, którym towarzyszyły spektakle teatralne, popisy kuglarskie, kuligi itp. Szczególnie rozbudowane w ten sposób były jarmarki na Trzech Króli, które łączyły się z rozpoczętym w noc sylwestrową karnawałem. Rosnąca popularność "zjazdów karnawałowych" nastąpiła po rozbiorach. Jarmarki karnawałowe zaczęły wtedy zastępować polskiej szlachcie utracone okazje do hucznych zabaw towarzyskich, jakie przed rozbiorami odbywały w dworach szlacheckich i magnackich podczas spotkań dla tematów politycznych i społeczno-gospodarczych, a także w czasie trwania sejmów i sejmików w miastach. Teraz, w obliczu utraty państwowości polskiej i pozbawienia szlachty i magnaterii wpływu na decyzje polityczne pozostał jedynie nawyk do tłumnych spotkań biesiadnych, któremu trzeba było dać upust. Stąd poza handlowym i kontraktowym celem jarmarków, zwałszcza tych na Trzech Króli - karnawałowych, wzmagała się ich część zabawowa, która z czasem stała się dominującą.
W XIX w., a zwłaszcza jego pierwszej połowie, zwyczaj spędzania przez szlachtę karnawału w mieście był bardzo powszechny, a jednocześnie kosztowny. Na kilka karnawałowych tygodni cała rodzina szlachecka wraz ze służbą i całym dworem wynajmowała w Toruniu kwatery, żyjąc wtedy uroczyście i często rozrzutnie, wedle zasady "zastaw się a postaw się". Zwałszcza jeśli w ofercie była korzystna transakcja, albo na wydaniu córka szlachica lub syn szukający godnej żony, wtedy życie wystawne, ponad stan, dla zaimponowania, dawało dużą szansę na zrobienie dobrego interesu matrymonialnego.
Opis Torunia w czasie karnawałów na pocz. XIX w. przynosi cenna pod tym względem powieść Fryderyka Skarbka (1792-1866) pt. "Pamiętnik Seglasa". Toruń, jaki z młodych lat pamiętał Skarbek, stawał się wtedy znanym ośrodkiem karnawałowym nie tylko dla okolicznej szlachty polskiej, ale też dla sławą ściąniętych przybyszów z odległych stron dawnej Rzeczypospolitej. W dobrym tonie i do dobrych obyczajów szlacheckich należało wówczas spędzanie karnawału w Toruniu. W ciągu tych kilku tygodni w mieście dosłownie królował różnobarwny, odświętny tłum arystokratów i wieczory pełne hucznych i kosztownych zabaw do rana. Szczególnie słynne były tzw. reduty - bale maskowe wydawane przez kolejne rodziny szlacheckie, suto wzbogacone mocniejszymi trunkami i koniecznie zaopatrzone w zaciszny gabinet hazardu, w którym stół nakryty zielonym suknem i blask złota przekładanego z miejsca na miejsce. Dom, gdzie akurat odbywała się reduta poznać było z daleka - przed wejściem stała służba z pochodniami i kagankami rozświetlającymi mrok ulicy, wtedy bez latarń miejskich, witająca nadjeżdżających zaproszonych. Wewnątrz, w przedpokojach lokaje odbierający od gości futra, szale, czapki. W sali redutowej huczna orkiestra gra polskie utwory, z ulubionym polonezem. Uczestnicy ubrani w tradycyjne polskie kontusze, inni w wymyśne stroje maskaradowe, greckie tuniki i inne, przelewają wina, gwar coraz większy, wesołą zabawę słychać do białego rana po ulicach Torunia.
Nazajutrz, gdy już od kilku dobrych godzin torunianie - w dużej mierze jeszcze statecznego i wstrzemięźliwego, luterańskiego sposobu bycia - oddają się pracy, goście redutowi kończąc zabawę powracają do swoich wynajętych kwater. Czasem nie wszystkim damom opuszczającym domy redutowe są w stanie towarzyszyć ich mężowie. Wtedy obowiązkiem orkiertantów było porozprowadzanie gości do domów.
Podczas karnawału przybierał Toruń nadzwyczajną świetność. Towarzystwo pruskie, głównie z oficerów garnizonu i urzędników złożone, które przez rok cały panowało w tem mieście, ustępowało w tym czasie pierwszeństwa towarzystwu polskiemu, z różnych okolic przybyłemu. Zabawy pierwszego były skromne, ciche, po większej części w zebraniach familijnych lub w resursie odbywane; polskie wystawne, huczne, po całem mieście widoczne, zwłaszcza też na redutach, w tym czasie na cały karnawał otwieranych. Panowie ówcześni kraju polskiego schodzili się pieszo na wieczorki swoje, pijali na nich cienką kawę, herbatę i czasem, lecz bardzo rzadko, kieliszek wina słodkiego do ciastek, przez skrzętną gospodynię w domu pieczonych. Ówcześni Polacy częstowali hojnie damy w zgromadzeniach swoich cukrami i słodkiemi chłodnikami, a sami wypijali przysposobione zapasy win wszelkich. Na pruskich zgromadzeniach mówiły kobiety z podziwieniem o zbytkach polskich i udzielały sobie, jako ciekawość, plotek o polskiem towarzystwie zdaleka słyszanych, gdzie niejedna zaszła miłosna intryga, jakby na podziwienie Niemek zawiązana. Tam przemagała w zgromadzeniach liczba nie pierwszej młodości kobiet, a żon panów poruczników, kapitanów i majorów poważną siwizną krytych, tu hoża młodzież, wabne panny, zalotne wdówki i czasem mężatki młodość, życie swoje, na całe towarzystwo przelewały. Prusacy zasiadali poważnie do lombra, wista i w ogromne karty grywanego taroka i w milczeniu, z wielkiem zajęciem o szóstaczki i srebrniki, długą przy łojowych świecach toczyli rozprawę; Polacy otaczali gromadnie ogromny stół zielony, na którym stosy złota, przed bankierami, ustawione, wabiły do gry namiętnych faraona zwolenników. (...)
Cały karnawał schodził na takich biesiadach, jedne zabawy łączyły się z drugiemi tak, że rzadki był dzień odpoczynku; bo wieczory niezajęte redutami, poświęcone były balikom przez bogatszych obywateli we własnych mieszkaniach dawanym, a w ostatni wtorek zakończył karnawał wielki bal kawalerski, który dwa dni do zapust przyczynił.
Po wesołości tych zabaw trudno się było domyślić, że byłeś w kraju zajętym, wszelkiego znaczenia pozbawionym, którego panami byli ci właśnie, którzy w towarzystwie i na zabawach najmniej się pokazywali. Patrząc się na ówczesnych mieszkańców, zdawało się, że chcieli zapomnieć o swojem położeniu, uniknąć chwil przytomności i rozpamiętywania, że zgiełk i znużenie rozrywek i zabaw miał zastąpić zajęcie się życiem ogólnem i że w winie odzywające się usiłowali topić troski.
08-12-2016
Ostatnia modyfikacja 04-06-2017 23:14