Marian Sydow: Flisacy na postoju w Toruniu
Przeciągłe wołanie "Giiibaaj" rozległo się od strony Wisły, i pod starym mostem toruńskim przepłynęła wieloczłonowa tratwa, kierowana miarowym ruchem sterów. Ruch ten zwalniał stopniowo i nagle, jakby na bezdźwięczną komendę. Tratwa wygięta w łuk prądem rzeki, znieruchomiała. Od jej brzegu odbiło czółno, i w takt wiosłując czwórka flisaków przepłynęła na brzeg toruński.
Taki obrazek zwykło się w Toruniu widywać od wieków. Zaledwie ruszyły lody, a wiosenny przybór wody stwarzał warunki odpowiednie dla spławu, Wisła zaroiła się tłumem różnorodnych statków, wśród których wężowym ruchem przesuwały się liczne tratwy. Od Ulanowa nad Sanem i Kamieńczyka nad Bugiem szła brać flisacka na tratwy i statki wiślane, by w ciężkim trudzie spławiać drzewo i zboże polskie Wisłą przez Toruń do Gdańska. Podróż była długa, żmudna i uciążllia, wymagała dokładnej znajomości nurtu wiślanego, jego zdradliwych wirów, przemiałów, mielizn.
Wierny obraz takiej podróży flisaczej daje staropolska książeczka, której autorem jest znany pisarz polski, Wielkopolanin Sebastjan Klonowicz. Na imię jej "Flis", data urodzin rok 1595. Wówczas wydana w Rakowie opatowskim doczekała się kilku wydań. Snać oryle, dla których była przeznaczona, chętnie ją czytywali. Wszak autor zapowiadał flisowi:
Ukażę
drogę do Motlawy prostą.
Będę u ciebie wodzem i starostą
Od Warszawskiego aż do Zielonego
Mostu Gdańskiego
Lecz na tern nie dość. "Flis" miał też być dokładnym podręcznikiem krajoznawczym osobliwości nadwiślańskich:
Mianujęć miasta, wsi, kępy, ostrowy,
I o rzekach dam ci rozsądek zdrowy
Gdzie która wpada, gdzie którą w się dzika
Wisła połyka
Autor wywiązuje się z tego zadania sumiennie, lecz jak na nasze pojęcia, trochę sucho. Dopiero kiedy z flisem szczęśliwie dociera do Torunia, opis jego nabiera barw i polotu poetyckiego. Oto kilka zwrotek z tego najpiękniejszego w literaturze hymnu na cześć Królowej Wisły, jak zwano niegdyś Toruń:
Od siebie się miej, gdzie wdzięczne winnice
Wiszą nad Wisłą, w nich żywe krynice.
Ujrzysz lusthauzy i ogrody śliczne,
Drzewa rozliczne.
Lecz naprzód ujrzysz nad górami śpice.
l wysokich wież złote makowice,
Co swemi wierzchy modre niebo orzą,
Obłoki porzą.
A gdyć za szkutę w zad ucieką góry,
Oglądasz świetne jako płomień mury,
Miasto jak z rąbka wywinął osobne,
Na wszem ozdobne.
Toruń budowny i bogaty w cnotę.
Tam szczerych mieszczan oglądasz ochotę,
Tam pokój, tam wstyd, tam płuż uczciwość
l sprawiedliwość
Tam podobieństwo zda się być człowieku,
Saturnowego i złotego wieku,
Gdy była cnota w one święte lata,
Królową świata
Kiedy Klonowicz pisał te słowa pełne zachwytu, Toruń naprawdę był godzien takich dytyrambów. Był to »złoty wiek« Torunia, okres dobrobytu, a nawet bogactwa. Zboże złotą strugą lało się do jego śpichrzów, a przywoził je z dalekich stron Rzeczypospolitej flisak o dłoniach spracowanych, stwardniałych od robienia wiosłem.
Tu w Toruniu była połowa drogi spławu flisaczego z Kazimierza Dolnego do Gdańska. To też z pewnością każdy flisak podzielał zachwyt Klonowicza na widok tego miasta bogatego, bo tu był zarazem jeden z głównych postojów w drodze do morza. Postój w Toruniu był jedną z tradycyj flisaczych i od tej tradycji za nic w świecie żadnemu flisakowi odstąpić nie było wolno.
Szczególnie jedno wspomnienie musiało wiązać każdego flisaka z Toruniem. Każdy »fryc« czyli młody flisak, odbywający po raz pierwszy podróż do Gdańska, winien był hołdować czołobitnie toruńskiej grubej Marynie. Bez tego »fryc« nie mógł zostać uczciwym flisem.
A z tym wiernopoddańczym hołdem było tak: w pobliżu pomnika kopernikowskiego, który też od połowy ubiegłego stulecia odgrywa pewną rolę w tradycji flisaczej, gdyż tu jest ulubione miejsce wypoczynku flisaków, przy Rynku Staromiejskim stoi
dom Pod Turkiem. Dom ten, noszący na fasadzie szanowną datę założenia 1578 - choć później zmieniał wygląd swój wskutek przebudówek - mieści od niepamiętnych czasów wyszynk odwiedzany tłumnie przez flisaków, tradycyjną »gospodę flisaczą«. I to nietylko dla wyborowych trunków. z których Toruń słynie z dawien dawna.
Tu, w domu Pod Turkiem - którego nazwa pochodzi od godła - Turka kurzącego tytuń z długiego cybucha - stoi do dziś wielka beczka, pojemności tysiąca dwóchset litrów. Jest to coś w rodzaju
miniaturowej »beczki hejdelberskiej«. Od wielu, wielu lat stoi sobie w mrocznym zakątku gospody, a na niej rozkraczony siedzi swawolny bożek pogański, Bachus, z potężnym kielichem w prawej, z butlą w lewej ręce, z wieńcem z liści winogradu na rozwichrzonej czuprynie. Jego to nazwali flisacy »grubą Maryną« i każdego »fryca« prowadzili do tęgich jego, tłustych stóp.
Przed Bachusem odbywała się za każdym razem niezmiennie ta sama uroczysta ceremonja: »fryc« chylił się czołobitnie przed grubą Maryną, całował ją w wielki palec u prawej nogi, a potem z wielką ulgą oblewał ze starszymi kolegami swe pasowanie na flisa. Widać dużo »fryców« musiało dopełnić tego osobliwego obrzędu, gdyż część prawej stopy bachusowej jest starta. Oj, były ogniste owe pocałunki frycowskie...
A że flisak był "do tańca i do różańca", pokrzepiwszy się Pod Turkiem po trudach długiej podróży nie omieszkał zajść do pobliskiego kościoła św. Jana. Tam przecież, w kaplicy tuż przy wejściu z kruchty północnej, królowała od piętnastego stulecia patronka żeglarzy, św. Barbara. Częste niebezpieczeństwa na wodzie doznawane, kierowały myśli flisaków ku uczuciom religijnym, i cześć św. Barbary ugruntowana w ich sercach wywnętrzała się w gorących modłach u stóp jej
ołtarzy. Niejedno też wotum, zawieszone ręką flisaka ocalonego z ciężkiej przeprawy za wstawiennictwem św. Barbary, ozdobiło cudowny jej obraz w kaplicy toruńskiego kościoła św. Jana. A rzeżbionym wizerunkiem patronki żeglarzy, czyli »barbarką« był niegdyś ozdobiony niejeden statek wiślany, spławiany przez flisaków ku morzu.
Dziś coraz rzadziej widuje się w Toruniu flisaków. Coraz to rzadziej spływają tratwy wdół rzeki do Gdańska, i niedaleką jest może chwilat kiedy jedynym flisakiem w Toruniu będzie flisak ze studzienki w dziedzińcu ratuszowym. Lekko pochylony, stoi tam ze skrzypkami w ręku i tęsknie zawodzi smętne piosenki, niedosłyszalne dla ucha ludzkiego.
To echo dawnych, dawnych lat, gdy jeszcze rojno i gwarno było na Wiśle, gdy »królowa naszych rzek« niosła ku morzu niezliczone statki i tratwy. Statki oryginalne i o nazwach dziwnych dla naszego ucha, jak komięgi i galary, szkuty i dubasy, pobitki i łyżwy, statki toruńskie, promy i byki, kozy i jadwigi.
W latach szczególnie urodzajnych i obfitych w opady, Wisła była poprostu pokryta przeróżnemi statkami, które mimo szerokości rzeki nieraz z trudem się wymijały. Tak było jeszcze pod koniec w. 18-go, kiedy to pisała gdańszczanka Joanna Schopenhauer, matka słynnego filozofa:
Na wiosnę przybierają w głębi Polski wody, i Wisła nawet dla płytkich statków polskich często zbyt miałka wzbiera pod koniec maja dostatecznie, by na grzbiecie swym unieść złote dary Cerery do mojego miasta rodzinnego (Gdańska).
Osobliwsza to flota, która teraz pokrywa Motławę i nastręcza niecodzienny widok... Okrętami nie są właściwie te naprędce sklecone statki, z których ta flota się składa.
Gdy rok był wyjątkowo urodzajny i Wisła dużo unosiła ze sobą wody, widziało się całą szerokość rzeki pokrytą statkami, mozolnie obok siebie sunącemi.
l oto co powiada o życiu i obyczajach flisaków: Nigdy nie słyszałam, żeby Szymek (tak nazywano flisaków na Pomorzu, przypisek autora) stawał pod zarzutem kradzieży lub podobnego przestępstwa.
Latem jest ich życie prawie całkowicie życiem dzikiego. Dzień i noc pod gołem niebem leżą (na postoju w Gdańsku) na brzegu rzeki, obok ogromnych, niemal na wysokość domu spiętrzonych kup pszenicy, i zatrudnieniem ich jest teraz strzeżenie ich i pilne przesypywanie.
Takie było życie dawnych flisaków i takie ich statki. Znikło to wszystko wraz z upadkiem spławu na Wiśle. Pozostały tratwy, spławiane jak dawnemi czasy przez flisaków, lecz coraz rzadziej się je widuje, bo coraz mniej lasów w Polsce. Pozostanie wdzięczna pamięć o prostych i niefrasobliwych »Szymkach«, o ich życiu na tratwach, spędzanem w ciężkim trudzie, o głodzie i chłodzie. Zachowają się niektóre tradycje flisacze w pamięci ludzi, czasem może jakiś flisak zanuci jeszcze dawną piosenkę spławników na Wiśle:
Flisakowa żona,
Siedzi sobie doma -
A flisaczek, nieboraczek,
Robi wiosłem, jak robaczek.
Płynie do Torunia...
Marian Sydow,
Teka Pomorska, nr 1, Toruń, wiosna 1936 r.
Ostatnia modyfikacja 05-04-2015 00:40