Szafarnia
Fryderyk Chopin w SzafarniNa wakacje do Szafarni (48 km na wschód od Torunia, koło Golubia-Dobrzynia) zaprosił Chopina ojciec Dominika Dziewanowskiego, który był szkolnym kolegą młodego Fryderyka.
Zanim jednak 14-letni Chopin znalazł się w Szafarni przeszedł solidną edukację w domu rodzinnym i środowisku młodzieży warszawskiej. Rodzice Fryderyka - Mikołaj i Justyna czynili wszystko, aby rozwinęły się dostrzeżone u syna humanistyczno-muzyczne uzdolnienia. Byli oni pierwszymi jego nauczycielami. Prowadzili w Warszawie pensjonat dla chłopców z rodzin ziemiańskich, organizowali we własnym domu spotkania czwartkowe przyciągające wyborne towarzystwo, złożone ze znanych profesorów, literatów, muzyków i działaczy społecznych. W domu państwa Chopinów bywali m.in. Samuel Bogumił Linde rodem z Torunia, organizator i rektor Liceum Warszawskiego; Julian Ursyn Niemcewicz i pisarz i działacz Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół Nauk; profesorowie Liceum Warszawskiego i Uniwersytetu Warszawskiego, m.in. Kazimierz Brodziński, Feliks Bentkowski, Alojzy Ludwik Osiński, Fryderyk Skarbek, oraz nauczyciele muzyki młodego Chopina: Wojciech Żywny i Józef Elsner. |
Kuryer Szafarski
Listy Chopina z Szafarni do rodziców z lat 1824-1825, wysyłane pod nazwą "Kuryera Szafarskiego" (redagowane na wzór "Kuryera Warszawskiego"), obok listów do kolegów szkolnych, stanowią cenny materiał źródłowy, umożliwiający odtworzyć wakacyjne przeżycia, jak również wartościowe źródło wiedzy socjologicznej o życiu rodzinnym gospodarzy na dworach i dworkach polskich oraz codzienne realia i opisy kultury typowej wsi z początków XIX w.
Naturalność i humor tych listów podziwiał Henryk Sienkiewicz, nazywając je w 1882 r. "prawdziwymi perłami literackimi".
Wyłania się z nich bogaty i barwny obraz prywatnego życia młodego Fryderyka jako kuracjusza i letnika, który przyjechał do Szafarni aby przede wszystkim wypocząć po trudach nauki i wzmocnić zdrowie. W liście z 10 sierpnia 1824 r. donosił: Jestem zdrów z łaski Pana Boga i najprzyjemniej zawsze czas mi schodzi. Nie czytam, nie piszę, ale [...] używam świeżego powietrza [...]. Jem z nadzwyczajnym apetytem, a nic mi nie potrzeba do zadowolenia chudego brzucha, który już tyć zaczyna [...]. Biorę pigułki regularnie i tyzany co dzień po pół karafinki wypijam, nie przerywając. Przy stole nic nie pijam, tylko trochę wina, frukta jem jak najdojrzalsze i zaaprobowane przez J. Pannę Ludwikę. Nie ulega wątpliwości, że 14-letni redaktor redagując swoje pisemko wzorował się na Kurierze Warszawskim. O niczym nie zapominał - tytuł pisał pismem drukowanym, wiadomości podzielił na "krajowe" (miejscowe - szafarskie) i "zagraniczne" (z tej to zagranicy, co był tuż za miedzą), a rolę cenzora - bo bez pozwolenia rosyjskiej cenzury nie można było w tym czasie wydawać żadnych gazet, przydzielił pannie Ludwice Dziewanowskiej.
Proszę bardzo cenzora
nie krępować mi ozora napisał kiedy nie przepuściła mu zbyt frywolnej wiadomości. Nie wiemy ile było numerów Kuryera. Do naszych czasów dochowały sie cztery. W kolejnych numerach jego wydawca i reporter w jednej osobie odnotował sporo wydarzeń "krajowych" i "zagranicznych". Więc czytamy, że w Duchniku "wilk zjadł owcę na kolację", w Białkowie "pies stoczył s kotem bitwę o kawałek mięsa", w Golubiu "na jarmarku widziano zagraniczną świnię". W "wiadomościach krajowych" czytamy, że na Zgromadzeniu muzycznym w Szafarni złożonym z kilkunastu osób i półosóbek popisywał się J. P. Pichon i grał koncert. "Pan Pichon" to oczywiście sam Chopin. Znakomicie sobie ten pseudonim wymyślił: i od nazwiska Chopin - tylko litery przestawione - i od pisania - bo z francuska czyta się "piszą", a ponadto jeszcze pichon to po francusku "brzdąc". W "wiadomościach zagranicznych" jest informacja też z muzyką związana, że w Obrowie było "okrężne" - ludowe święto, wspólna biesiada i zabawa po okrążeniu pól i zebraniu z nich plonów. W liście do rodziców z 26 sierpnia 1825 r. zawarł dokładny opis okrężnego: Siedzieliśmy przy kolacji, ostatnia dojadali potrawę, gdy z daleka dały się słyszeć chóry fałszywych dyskutantów, już to z bab przez nosy gęgających, już też z dziewczyn o pół tonu wyżej większą połową gęby niemiłosiernie piszczących złożone, z akompaniamentem jednych skrzypków, i to o trzech stronach, które za każdą prześpiewaną strofą altowym, z tyłu, odzywały się głosem. [...] Stanąwszy w takiej kolumnie przed samym dworem odśpiewali wszystkie strofy, w którym to każdemu łatkę przypinają. [...] Zaczęły się skoki, walec i obertas, aby jednak zachęcić stojących cicho i tylko na miejscu podrygujących parobków, poszedłem w pierwszą parę walca z panną Teklą [Borzewską], na koniec z panią Dziewanowską. Później tak się wszyscy rozochocili, że do upadłego, bo kilka par upadło [...]. Kuryer odnotował nawet przyśpiewki z repertuaru ludowych artystek biorących w tym święcie udział:
Przede dworem kaczki w błocie:
Nasza pani w samym złocie. Przede dworem wisi sznurek: Nasz jegomość kieby nurek. Przede dworem wisi wąż: Nasza panna Maryanna pójdzie za mąż. Przede dworem leży czapa: Nasza pokojówka kieby gapa. |