Pałac w Nawrze: po renowacji powstanie muzeum ziemiaństwa
Marszałek województwa kujawsko-pomorskiego jeszcze w grudniu chciałby się spotkać ze spadkobiercami Jana Sczanieckiego, którzy tydzień temu, po 70 latach odzyskali pałac. Projekt muzeum ziemiaństwa w podtoruńskiej Nawrze nabiera kształtów.
W 2009 roku poważne plany wobec niego miał Urząd Marszałkowski, który planował kupić rezydencję od gospodarującego nią Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin. Pod marszałkowskimi skrzydłami w Nawrze miało powstać ciekawe muzeum ziemiaństwa. Sprawa utknęła, między innymi ze względu na sądową batalię o prawo własności, jaką prowadzili potomkowie Sczanieckich. Tydzień temu sprawiedliwości dziejowej stało się zadość, spadkobiercy odzyskali zagrabioną im 70 lat temu własność i...
- Chcą pałac wraz z parkiem przekazać Urzędowi Marszałkowskiemu, przeznaczając ją na planowane muzeum - mówi mecenas Wojciech Gorczyca, pełnomocnik spadkobierców.
Problem w tym, że w obecnym marszałkowskim budżecie nie ma już środków przeznaczonych trzy lata temu na realizację tego planu. Wygląda jednak na to, że jeżeli obu stronom uda się dojść do porozumienia, pałac nareszcie może liczyć na pomoc.
- Taki obiekt nie może stać niewykorzystany, trzeba więc działać szybko - mówi marszałek Piotr Całbecki. - Jeszcze w tym miesiącu chciałbym spotkać się ze spadkobiercami, by ustalić szczegóły. Jeśli przejęlibyśmy nad nim pieczę, zagwarantujemy środki na zabezpieczenie pałacu w 2013 roku oraz przygotowanie dokumentacji potrzebnej później przy odbudowie.
Optymalny i błyskawiczny plan działania zakłada, również powstanie rady programowej przyszłego muzeum, w której skład mają wejść również przedstawiciele Sczanieckich. Kiedy mógłby się rozpocząć remont? Częściowo być może już w 2014 roku! Naturalnie, jeśli samorząd i spadkobiercy szybko dojdą do porozumienia w sprawie przekazania pałacu, a IHAR, pod którego rządami pałac stał się ruiną, nie będzie znów starał się przejąć obiekt przed Sądem Najwyższym.
Marszałek Całbecki ma nadzieję, że w Nawrze, która dzięki nowoczesnemu muzeum stanie się w przyszłości wizytówką i wielką atrakcją regionu, uda się odtworzyć wiernie to, co zniszczyli okupanci oraz władze powojenne. Wiele przechowywanych w pałacu skarbów przepadło bez śladu, niektóre dzieła sztuki będzie jednak można próbować odzyskać, jak choćby obrazy przechowywane dziś w magazynach łódzkiego muzeum. Niestety, zawartość tego depozytu to tylko część kolekcji, jaką Jan Sczaniecki latem 1939 roku posłał koleją do rodziny w centralnej Polsce, gdzie, jak sądził, będzie bezpieczniej niż na polsko-niemieckim pograniczu. Pociąg wiozący te skarby odjechał z Nawry zbyt późno, wybuch wojny zastał ten transport w drodze...
Przed wojną Nawra słynęła również ze swojej biblioteki, jednej z największych, jakie znajdowały się w prywatnych rękach. Fragment tego księgozbioru, w którym znajdowało się m.in. najsłynniejsze dzieło Kopernika, jest depozytem złożonym w UMK, reszta natomiast pojawia się co jakiś czas na różnych aukcjach. Elementy tego bezcennego księgozbioru można dość łatwo rozpoznać. Cała jego zawartość została spisana, a poza tym w każdej książce w 1939 roku znalazł się odcisk pieczęci „Jan Sczaniecki. Nawra”. Po wybuchu wojny, na polecenie swojego ojca Jana, zbiory oznaczał w ten sposób Jan Szczaniecki młodszy, który na krótko przed swoją śmiercią w ubiegłym roku zdążył jeszcze w rozmowie z „Nowościami” o tym opowiedzieć.
Jak wyglądała ta pieczęć? O tak, jak na prezentowanym obok obrazku. To karta tytułowa książki, na którą profesor Magdalena Niedzielska, historyk z UMK, przez przypadek trafiła w... Berlinie.
- Przy okazji kwerendy do moich badań na temat opozycji liberalnej w Prusach zamówiłam niegdyś w Staatsbibliothek Preussischer Kulturbesitz zu Berlin potrzebną mi książkę i dostawszy ją, odkryłam, że pochodzi ona ze zbiorów z Nawry - opowiada szefowa Zakładu Historii XIX na toruńskiej uczelni. - Nie szukałam specjalnie śladów po tej bibliotece, ani materiałów do dziejów rodziny Sczanieckich, po prostu chodziło mi o konkretną książkę niemieckiego autora z lat 40. XIX w. Strona ta pokazuje losy książki: z Nawry trafiła ona do oddziału bydgoskiego Reichsarchiv Danzig, zapewne w 1942 roku.
Magazyny niemieckiej biblioteki kryją z pewnością więcej podobnych okazów. Okupanci po zajęciu Nawry najwyraźniej wszystkie zgromadzone tam dzieła, spisane w ich ojczystym języku, umieścili w księgozbiorach niemieckich archiwów i bibliotek. O berlińskim znalezisku profesor Niedzielskiej kiedyś już w „Nowościach” pisaliśmy, później próbując się zorientować, jakie są szanse na to, by zrabowane dzieła odzyskać. To, co usłyszeliśmy wtedy od ekspertów Biblioteki Narodowej w Warszawie zajmujących się m.in. wydobywaniem od naszych niemieckich sąsiadów skarbów z zagrabionych podczas wojny polskich bibliotek, nie nastrajało optymistycznie. Niemcy naszych książek mają sporo, a że są narodem uporządkowanym, wszystko mają skatalogowane. Informacje te nie są tajne, więc dzięki temu polscy bibliotekarze co jakiś czas wysyłają za Odrę listy dzieł zrabowanych podczas okupacji, domagając się ich zwrotu.
Na ogół bezskutecznie, walka prowadzona na tym polu jest chyba bardziej beznadziejna od tej, w jaką wdał się ostatni błędny rycerz Europy stając przed wiatrakami. Jak nam wtedy poradzili eksperci, jedynym sposobem, jaki może się w naszym przypadku okazać skuteczny, jest odbudowa pałacu. Poniesione przy tym koszty i wysiłki, a przede wszystkim ucywilizowanie miejsca, z którego książki pochodziły, może stać się w ewentualnych przyszłych rozmowach bardzo cenną kartą przetargową. Przed odbudową pałacu w ogóle nie ma sensu się starać, ponieważ Niemcy zapewne zapytają, dokąd mają wrócić książki z Nawry? Przecież nie do tych żałosnych ruin! A za zrujnowanie pałacu odpowiadają przecież Polacy...
W 2009 roku poważne plany wobec niego miał Urząd Marszałkowski, który planował kupić rezydencję od gospodarującego nią Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin. Pod marszałkowskimi skrzydłami w Nawrze miało powstać ciekawe muzeum ziemiaństwa. Sprawa utknęła, między innymi ze względu na sądową batalię o prawo własności, jaką prowadzili potomkowie Sczanieckich. Tydzień temu sprawiedliwości dziejowej stało się zadość, spadkobiercy odzyskali zagrabioną im 70 lat temu własność i...
- Chcą pałac wraz z parkiem przekazać Urzędowi Marszałkowskiemu, przeznaczając ją na planowane muzeum - mówi mecenas Wojciech Gorczyca, pełnomocnik spadkobierców.
Problem w tym, że w obecnym marszałkowskim budżecie nie ma już środków przeznaczonych trzy lata temu na realizację tego planu. Wygląda jednak na to, że jeżeli obu stronom uda się dojść do porozumienia, pałac nareszcie może liczyć na pomoc.
- Taki obiekt nie może stać niewykorzystany, trzeba więc działać szybko - mówi marszałek Piotr Całbecki. - Jeszcze w tym miesiącu chciałbym spotkać się ze spadkobiercami, by ustalić szczegóły. Jeśli przejęlibyśmy nad nim pieczę, zagwarantujemy środki na zabezpieczenie pałacu w 2013 roku oraz przygotowanie dokumentacji potrzebnej później przy odbudowie.
Optymalny i błyskawiczny plan działania zakłada, również powstanie rady programowej przyszłego muzeum, w której skład mają wejść również przedstawiciele Sczanieckich. Kiedy mógłby się rozpocząć remont? Częściowo być może już w 2014 roku! Naturalnie, jeśli samorząd i spadkobiercy szybko dojdą do porozumienia w sprawie przekazania pałacu, a IHAR, pod którego rządami pałac stał się ruiną, nie będzie znów starał się przejąć obiekt przed Sądem Najwyższym.
Marszałek Całbecki ma nadzieję, że w Nawrze, która dzięki nowoczesnemu muzeum stanie się w przyszłości wizytówką i wielką atrakcją regionu, uda się odtworzyć wiernie to, co zniszczyli okupanci oraz władze powojenne. Wiele przechowywanych w pałacu skarbów przepadło bez śladu, niektóre dzieła sztuki będzie jednak można próbować odzyskać, jak choćby obrazy przechowywane dziś w magazynach łódzkiego muzeum. Niestety, zawartość tego depozytu to tylko część kolekcji, jaką Jan Sczaniecki latem 1939 roku posłał koleją do rodziny w centralnej Polsce, gdzie, jak sądził, będzie bezpieczniej niż na polsko-niemieckim pograniczu. Pociąg wiozący te skarby odjechał z Nawry zbyt późno, wybuch wojny zastał ten transport w drodze...
Przed wojną Nawra słynęła również ze swojej biblioteki, jednej z największych, jakie znajdowały się w prywatnych rękach. Fragment tego księgozbioru, w którym znajdowało się m.in. najsłynniejsze dzieło Kopernika, jest depozytem złożonym w UMK, reszta natomiast pojawia się co jakiś czas na różnych aukcjach. Elementy tego bezcennego księgozbioru można dość łatwo rozpoznać. Cała jego zawartość została spisana, a poza tym w każdej książce w 1939 roku znalazł się odcisk pieczęci „Jan Sczaniecki. Nawra”. Po wybuchu wojny, na polecenie swojego ojca Jana, zbiory oznaczał w ten sposób Jan Szczaniecki młodszy, który na krótko przed swoją śmiercią w ubiegłym roku zdążył jeszcze w rozmowie z „Nowościami” o tym opowiedzieć.
Jak wyglądała ta pieczęć? O tak, jak na prezentowanym obok obrazku. To karta tytułowa książki, na którą profesor Magdalena Niedzielska, historyk z UMK, przez przypadek trafiła w... Berlinie.
- Przy okazji kwerendy do moich badań na temat opozycji liberalnej w Prusach zamówiłam niegdyś w Staatsbibliothek Preussischer Kulturbesitz zu Berlin potrzebną mi książkę i dostawszy ją, odkryłam, że pochodzi ona ze zbiorów z Nawry - opowiada szefowa Zakładu Historii XIX na toruńskiej uczelni. - Nie szukałam specjalnie śladów po tej bibliotece, ani materiałów do dziejów rodziny Sczanieckich, po prostu chodziło mi o konkretną książkę niemieckiego autora z lat 40. XIX w. Strona ta pokazuje losy książki: z Nawry trafiła ona do oddziału bydgoskiego Reichsarchiv Danzig, zapewne w 1942 roku.
Magazyny niemieckiej biblioteki kryją z pewnością więcej podobnych okazów. Okupanci po zajęciu Nawry najwyraźniej wszystkie zgromadzone tam dzieła, spisane w ich ojczystym języku, umieścili w księgozbiorach niemieckich archiwów i bibliotek. O berlińskim znalezisku profesor Niedzielskiej kiedyś już w „Nowościach” pisaliśmy, później próbując się zorientować, jakie są szanse na to, by zrabowane dzieła odzyskać. To, co usłyszeliśmy wtedy od ekspertów Biblioteki Narodowej w Warszawie zajmujących się m.in. wydobywaniem od naszych niemieckich sąsiadów skarbów z zagrabionych podczas wojny polskich bibliotek, nie nastrajało optymistycznie. Niemcy naszych książek mają sporo, a że są narodem uporządkowanym, wszystko mają skatalogowane. Informacje te nie są tajne, więc dzięki temu polscy bibliotekarze co jakiś czas wysyłają za Odrę listy dzieł zrabowanych podczas okupacji, domagając się ich zwrotu.
Na ogół bezskutecznie, walka prowadzona na tym polu jest chyba bardziej beznadziejna od tej, w jaką wdał się ostatni błędny rycerz Europy stając przed wiatrakami. Jak nam wtedy poradzili eksperci, jedynym sposobem, jaki może się w naszym przypadku okazać skuteczny, jest odbudowa pałacu. Poniesione przy tym koszty i wysiłki, a przede wszystkim ucywilizowanie miejsca, z którego książki pochodziły, może stać się w ewentualnych przyszłych rozmowach bardzo cenną kartą przetargową. Przed odbudową pałacu w ogóle nie ma sensu się starać, ponieważ Niemcy zapewne zapytają, dokąd mają wrócić książki z Nawry? Przecież nie do tych żałosnych ruin! A za zrujnowanie pałacu odpowiadają przecież Polacy...
(06-12-2012, za: Nowości)
Brak komentarzy. Bądź pierwszy - dodaj swój komentarz
Dodaj swój komentarz:
Ostatnia modyfikacja 01-08-2013 12:45